Minęło już 8 godzin. Skontaktowałem się z Anią telefonicznie, która właśnie wracała na salę, gdzie leżały dwie panie z dwójką dzieci. Mimo że to druga ciąża, problemy ostatniego tygodnia muszą znaleźć ujście. Ania, ledwo żywa, trafiła do sali pełnej małych dzieci, co stanowiło ogromny stres. Inne mamy bawiły swoje dzieci i je karmiły, a Ania nie miała siły ruszyć się do własnego dziecka na innym oddziale – czuła pustkę.
Powiedziałem Ani, że pójdziemy się umyć. Pomogłem jej, co bardzo jej ulżyło, choć było ciężko. Kolejnym szokiem było wywołanie laktacji. Doradzam innym mamom, jak przykładać dziecko do piersi, ale nie wiedziałem, jak to zrobić u kobiety w 29. tygodniu ciąży. Na patologii noworodka powiedzieli nam, żebyśmy przynieśli siarę (pierwsze mleko), bo to dobre dla dziecka. Nikt nam jednak nie pomógł. Ania była ledwo żywa, a ja przeżywałem to na swój sposób.
Powiedziałem Ani, żeby dała mi piersi, będę wyciskał, co się da. Męczyłem biedne piersi, masowałem je z latarką telefonu, żeby nie przeszkadzać innym. Udało się zebrać pierwszą kroplę. Ania powiedziała, żebym przyniósł strzykawkę – to będzie łatwiejsze. Po około 30 minutach udało się zebrać 1,5 ml, co dla nas było cudem natury i pierwszym sukcesem. Tym laktatorem oddziałowym za kilka tysięcy złotych nic byśmy nie ściągnęli. Ważne jest również, aby kobieta zadbała o bliznę od samego początku, czym szybciej się to zrobi, tym mniej pracy później – omówię to kiedyś.
Mąż może być na sali do 20:00, ale ja zostałem dłużej. Poszliśmy do Neli 💜. Przesyłam Wam filmik z inkubatora – możemy tylko stać i patrzeć przez malutkie okienko.