Ranek w pracy zaczął się spokojnie, po wczorajszym USG mieliśmy dobre nastroje. Wyglądało na to, że Nela może jeszcze trochę wytrzymać – ciśnienie krwi w łożysku się poprawiło. Jednak to poniedziałek, wszyscy wrócili po weekendzie (niedzielne USG wykonał młody rezydent). Spokojnie pracowałem z pacjentem w gabinecie, gdy nagle zadzwoniła Ania. Powiedziała, że Profesor ją konsultował i pilnie trzeba wykonać cesarkę, bo nie mogą dłużej czekać. Miałem 20 minut, żeby dotrzeć do szpitala – nierealne. Pędziłem przez miasto… dotarłem, ale Ania była już na bloku operacyjnym – wstępu nie było nawet dla Papieża, co może było lepsze.
Czekałem, obgryzając paznokcie. Usłyszałem płacz dziecka, ale czy to nasze? 15 minut? To nie może być nasze… Po kolejnych 20 minutach wyjechał inkubator z zespołem lekarzy i położnych. Powiedziałem, że jestem ojcem. Zapytali, czy to córka Anny. Odpowiedzieli, że tak, ale prosili mnie o powrót za dwie godziny. Pomyślałem, że muszę się czegoś dowiedzieć. Powiedziałem, kim jestem, i na chwilę pokazali mi Nelę. Miała 3 punkty w skali APGAR, ale podniosła się do 5.
Link do szczegółów skali APGAR
Dlaczego musiałem czekać dwie godziny? Ponieważ musieli przyjąć dziecko na oddział patologii noworodka i założyć jej wkłucie centralne, co nie jest łatwe, zwłaszcza na główce.