Cały ten okres czekamy na to, aż Nela się wzmocni. Ustaliliśmy pierwszy rytuał i planowaliśmy odwiedziny zawsze na tą samą godzinę – 10:00 do 13:00. Tak by Ania wracając ze szpitala mogła odebrać Gaje z przedszkola. To też był nasz dylemat co z nią zrobić czy zostawić dla dobra Neli czy puszczać ja do przedszkola. Ostatecznie wybraliśmy kompromis i Gaja zostanie w domu dopiero jak Nela będzie z nami (tyle tygodni nie dalibyśmy rady gdyby była w domu – też warto patrzeć na jej potrzeby relacji z rówieśnikami, dziadkowie bardzo nam pomogli).
Postanowiłem samodzielnie podjąć walkę o samodzielny oddech Neli. Do tej pory każde odsunięcie maseczki z tlenem kończyło się sinym dzieckiem i bezdechem. Saturacja to sami wiecie – bez tlenu leci na łeb na szyję. Postanowiłem, że zacznę ja „hartować” oznaczało to tyle, że odstawiałem maseczkę czekałem na spadek wartości do w mojej głowie dopuszczalnej czyli tak ok 90% i znów podawałem tlen. W trakcie trzech godzin wizyty udało się to zrobić wiele razy, największym moim przeciwnikiem została sonda z jedzonkiem (czyli mlekiem Ani) – zawsze po karmieniu nie było szansy walczyć . Dopiero po około 45 minutach po karmieniu mogłem dalej działać – zobaczcie jak dużą pracę musiała włożyć by poradzić sobie z mleczkiem. Jeśli chodzi o karmienie z piersi to jeszcze nie ten etap – dziecko nie ma tyle siły do podjęcia tej walki ( samo przyłożenie do piersi jest możliwe, ale u małej grupy tak skrajnych wcześniaków ) – będzie jeszcze na to czas !
